Pielgrzymka dziękczynna za beatyfikację Jana Pawła II do Ziemi Świętej 16-23 kwietnia 2012 r.

W kwietniu 2012 roku uczestniczyłam w pielgrzymce, której przewodniczył Kardynał Stanisław Dziwisz, zorganizowanej przez Komisariat Ziemi Świętej w Krakowie. Było   na niej około 600 pielgrzymów i 50 kapłanów. Byliśmy podzieleni na 12 grup. W naszej II grupie znajdowało się pięciu kapłanów,  przewodnikiem był franciszkanin o. Paschalis Kwoczała, Komisarz Ziemi Świętej w Polsce. Każdego dnia mieliśmy wspólną mszę świętą: w Betlejem – w kościele św. Katarzyny obok Bazyliki Narodzenia, w Jerozolimie – w Getsemani (Ogród Oliwny) i w Bazylice Grobu Pańskiego, nad Jordanem, w Bazylice Zwiastowania w Nazarecie, nad Jeziorem Galilejskim. W Betlejem mieszkaliśmy w domu pielgrzyma u franciszkanów, w którym gościł również Nasz Papież, gdy pielgrzymował do Ziemi Świętej. Z tego właśnie domu przez wirydarz św. Hieronima (pod nim znajduje się grota narodzenia Jezusa) wchodziliśmy do bazyliki.

Niezapomniane chwile to droga krzyżowa zatłoczonymi, wąskimi ulicami Jerozolimy, wśród tłumu niezainteresowanych ludzi, sprzedawców ze swoimi wystawami sklepowymi. Miałam wrażenie, że tu czas się zatrzymał i tak samo było w czasach Chrystusa.

Wielkim przeżyciem było też wejście do groty narodzenia Chrystusa w nocy, po kolacji z kardynałem (na 600 osób). Tak jak pasterze ponad dwa tysiące lat temu kolędowaliśmy i adorowaliśmy miejsce, gdzie „Maryja powiła Dziecię i położyła je w żłobie”.
Dla mnie osobiście bardzo trudnym momentem w tej pielgrzymce była adoracja w komorze grobowej kamiennej płyty, na której spoczywało ciało Jezusa Chrystusa w Bazylice Grobu w Jerozolimie.

Nad Jordanem odnowiliśmy przyrzeczenia chrztu świętego, a „proboszcz Wawelu” – jak nazwaliśmy ks. prałata Zdzisława Sochackiego – polał nam głowy wodą z Jordanu, nie mówiąc już o obfitym ich pokropieniu przez kardynała przed rozpoczęciem mszy. W Wieczerniku kapłani mieli swoją uroczystość, a w Kanie małżonkowie na nowo ślubowali sobie miłość. W Bazylice Getsemani dwóch młodych pielgrzymów przyjęło sakrament bierzmowania z rąk ks. kardynała Stanisława Dziwisza.

Pamiętam wspaniałe homilie głoszone przez księży z kardynałem na czele. Mnie szczególnie utkwił w pamięci cytat z C. K. Norwida: „Nie za sobą z krzyżem Zbawiciela, ale za Zbawicielem z krzyżem swoim” i jego analiza. Modliliśmy się również za Ojczyznę. Szczególnie dobrze pamiętam, jak śpiewaliśmy na zakończenie mszy w Bazylice Grobu „Ojczyznę wolną pobłogosław Panie” i wszyscy wiedzieliśmy, jak bardzo jest to jej potrzebne.

Idąc ulicami Jerozolimy zastanawiałam się, czy te kamienie zostały tu położone trzy tysiące lat temu, kiedy król Dawid zakładał to miasto około 1000 roku przed Chrystusem, czy „tylko” dwa tysiące lat temu i pamiętają „dopiero” czasy Jezusa. Podobnie zresztą było w Jerycho czy w Ain Karim, Kanie, Kafarnaum, pod Ścianą Płaczu, przy murach obronnych okalających górny Syjon z ich siedmioma bramami – w tym złotą, koło której Żydzi budują swoje cmentarze, aby być pierwszymi na sądzie ostatecznym. Będąc w Jerozolimie często przypominały mi się fragmenty psalmów z nieszporów niedzielnych. Stary i Nowy Testament nabrały nowego wymiaru i stały się dla mnie bardziej zrozumiałe. Góra Oliwna, Góra Błogosławieństw, Tabor, Karmel, Nebo, Hebron to konkretne miejsca. W pełni zgadzam się ze stwierdzeniem, że pielgrzymka do Ziemi Świętej to „Piąta Ewangelia”.

Doskonała organizacja pozwoliła nam również na odpoczynek: na przykład w czasie rejsu statkiem przez Jezioro Galilejskie do kibucu Ain Gev, gdy spożywając pyszny obiad z daniem głównym – rybą św. Piotra – mogliśmy podziwiać piękno przyrody tej ziemi. Inną atrakcją był kilkugodzinny pobyt nad Morzem Martwym, z możliwością wygrzewania się w gorącej, mocno zasolonej – i dlatego martwej – wodzie bez roślin i ryb, ale za to z minerałami naniesionymi z gór przez strumienie do morza wpadające. Zielona Galilea oczarowała nas pięknem kolorów, zapachów i smaków tak różnych od europejskich – począwszy od smaku ziół i przypraw używanych w tamtejszej kuchni, aż po smak i zapach zwykłego jabłka czy innych owoców i warzyw. Kontrastowo różna: kamienista, pustynna, a więc i piaszczysta, jest Judea, gdzie przeżyliśmy nawet burzę piaskową, obserwując krajobraz z tarasu widokowego u stóp kościoła Pater Noster. Wtedy to piękną panoramę Jerozolimy zamazała unoszona przez silny i zimny wiatr chmura piasku, dotkliwie uderzając nas w oczy.

W Ziemi Świętej zobaczyliśmy również polskie ślady, którymi z ogromnym pietyzmem opiekują się polscy franciszkanie: tablice upamiętniające pobyt Ojca Świętego Jana Pawła II w marcu 2000 roku, jak również te będące pamiątką po żołnierzach armii gen. Władysława Andersa, wyprowadzonych z ZSSR do Palestyny, którzy ufundowali z Irlandczykami mozaiki ukazujące pocałunek Judasza oraz pojmanie Jezusa w bazylice Getsemani ,a także tablicę z modlitwą Ojcze nasz po polsku przy kościele Pater Noster, stacje III i IV na jerozolimskiej Via Dolorosa. Polskie akcenty to również wizerunek Matki Bożej Kozielskiej na murach Bazyliki Zwiastowania w Nazarecie, tablica z proroctwem Izajasza w Ain Karem przy sanktuarium Jana Chrzciciela.

Najbardziej pragnęłabym jeszcze raz zobaczyć Jerozolimę, która jest ośrodkiem trzech wielkich monoteistycznych religii: judaizmu, islamu i chrześcijaństwa. Chciałabym uczyć się na miejscu jej historii zapisanej w kamieniach oraz tolerancyjnego współżycia. I tak jak Jan Paweł II – zgodnie z tradycją żydowską – chciałabym złożyć prośbę do Boga, zapisując ją i wkładając do szczeliny w Ścianie Płaczu.

Tekst i fotografie: Zdzisława Diurczak-Brzezowicka