OSTATNIE POŻEGNANIE Krystyna Sokół-Gujda
OSTATNIE POŻEGNANIE
Krystyna
Sokół-Gujda
Konserwatorka Dzieł Sztuki, Artystka Malarka
najukochańsza Mama, Babcia i Prababcia
przeżywszy lat 89, opatrzona św. Sakramentami,
odeszła na zawsze dnia 20 sierpnia 2020 roku.
Msza Święta Żałobna odprawiona zostanie w czwartek,
dnia 27 sierpnia 2020 roku o godzinie 11.40.
w kaplicy na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie,
po czym nastąpi odprowadzenie Zmarłej
na miejsce wiecznego spoczynku.
O czym zawiadamia pogrążona w żałobie
Rodzina
Krystyna Sokół-Gujda – ukończyła historię sztuki na UJ oraz Wydział Konserwacji Malarstwa i Rzeźby Polichromowanej na ASP w Krakowie, Podyplomowe Studium Konserwacji Malarstwa i Rzeźby Polichromowanej na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Od 1977 roku rzeczoznawca Ministerstwa Kultury i Sztuki w dziedzinie konserwacji dzieł sztuki.
Z Radziszowem zaprzyjaźniona (jak sama zawsze mówiła) od 1999 roku kiedy to pod Jej kierunkiem przeprowadzona została konserwacja polichromii a następnie ołtarzy w naszym kościele.
Ostatni raz uczestniczyła przy wyborze wizerunków Matek Bożych św. Jana Pawła II, które zdobią okna naszej świątyni.
Są pożegnania na które nigdy nie będziemy gotowi,
Są słowa, które zawsze wywoływać będą morza łez,
Są takie osoby, na myśl o których zawsze zasypie nas lawina wspomnień
Nie zdążyliśmy Ci podziękować – robimy to teraz z całego serca!
Wieczne odpoczywanie racz Jej dać Panie…
Halina Wasyl
„Radziszowska kromka chleba”
Dlaczego właśnie radziszowska kromka chleba? Ponieważ tutejsze społeczeństwo podjęło i wielki wysiłek odnowienia swojego kościoła kosztem odjęcia sobie przysłowiowej kromki chleba od ust.
W czerwcu 1999r. dostałam propozycję zajęcia się pod względem konserwatorskim piętnastowiecznym kościołem parafialnym pod wezwaniem św. Wawrzyńca i św. Katarzyny. Dość często przejeżdżałam przez Skawinę i Radziszów. Skawina w okresie socjalistycznym kojarzyła mi się źle: krążyły nieoficjalne wiadomości o ciężko chorujących ludziach i zwierzętach oraz sukcesywnym niszczeniu przyrody przez miejscową hutę. Nieszczęść dopełniała częstymi powodziami niepozorna rzeczka Skawinka. Mimo wielkiego zatrucia środowiska, spowodowanego przez tamtejszy przemysł, w Radziszowie było sanatorium dla dzieci!!!
Do Radziszowa wiodła od Skawiny wąska i kręta droga, w części równoległa do Skawinki. Za jednym z zakrętów tej drogi rozpościerał się rozległy plac z kapliczką pod drzewami i przysadzistym kościołem. Kościół murowany, otynkowany, o wydłużonej sylwetce, kryty blachą; nad kruchtą niewysoka wieża; otwory okienne kościoła i wieży zakończone łukami arkadowymi. Kościół otoczony solidnym murem, z szerokim obejściem, przy którym rosły wysokie, stare drzewa, wśród nich cudownej urody lipy, wspaniale pachnące w czasie kwitnienia, stanowiące naturalny ul dla pszczół.
Po wejściu do kościoła jęknęłam: O mój Boże! Całe wnętrze wydało mi się smutne, szare i brudne, jakby od pokoleń nikt o nie nie dbał. A przecież była to nieprawda. Kościół musiał być odnowiony po pożarze, który miał miejsce 25 kwietnia 1844r. W 1974r. konserwator zabytków, mgr Zofia Stawowiak z Krakowa, odnowiła w sposób zachowawczy wnętrze, także malowidło na ścianach z lat 1947 – 1953 projektu A.K. Witkowskiego. W okresie blisko 150 lat kościół odnawiany był wielokrotnie.
Na bardzo zniszczone wnętrze złożyły się dwie przyczyny: skawińska produkcja aluminium i niewątpliwie niefortunna lokalizacja kościoła, murem przytykającego do jezdni; sytuację pogarszał brak wentylacji wnętrza, nagłe zmiany wilgotności i temperatury murów. Mimo porażającego mnie smutku stwierdziłam, że kościół ma bardzo dobrego gospodarza, jakim okazał się ks. proboszcz Stanisław Kamionka. Posadzka czyściutka, wypastowana, czyste ławy, na ołtarzach idealnie białe, wykrochmalone obrusy i piękne świeże kwiaty. Zaskoczył mnie również nowy budynek, poza murem kościelnym, który mieścił pomieszczenie gospodarcze dla urządzeń grzewczych kościoła i nowoczesne toalety dla parafian. Budynek dyskretnie schowany został wśród młodych jeszcze, kwitnących właśnie drzew i krzewów.
Konserwacja wnętrza miała być kompleksowa; obejmowała nie tylko polichromię, ale również cztery ołtarze z dziewięcioma obrazami, chór muzyczny wsparty na dwóch kolumnach z parapetem bogato ozdobionym snycerką, ambonę, ławę kolatorską, barokową chrzcielnicę, drewnianą boazerię oraz dwa kamienne portale. Tak więc, ogromne przedsięwzięcie, wachlarz prac wymagający zatrudnienia większego zespołu wykwalifikowanych konserwatorów malarstwa i rzeźby. Pomyślałam, że prace zapowiadają się na parę lat (trwały cztery lata: od 1999 do 2003r.). Wielką podporą stała się dla mnie kiedyś uczennica, teraz koleżanka – artysta konserwator Halina Wasyl, radziszowska parafianka. Swoim zaangażowaniem, zapałem i sercem, znając ambitne, patriotyczne, pohallerowskie społeczeństwo zapewniała mnie, że przedsięwzięcie musi się powieść.
Pierwszą sprawą do załatwienia było uzyskanie zezwoleń na konserwację w kościele od wojewódzkich władz konserwatorskich i Kurii, aby wszystko było lega artis. Przedłożono więc programy i projekty do zatwierdzenia. Program postępowania konserwatorskiego dotyczył ścian wnętrza, czyli konserwacji i częściowej renowacji polichromii A.K. Witkowskiego (projekty kolorystyczne). Zaproponowano uporządkowanie wnętrza przez usunięcie ambony z bardzo dużymi schodami z nawy przy ścianie północnej. Ze względu na wysoką wartość artystyczną ambony z pięknymi rzeźbami czterech apostołów, zasugerowano umieszczenie kosza ambony w części prezbiterialnej kościoła (po lewej stronie za ścianą tęczową). Zaproponowano w nawie zlikwidowanie zbyt dużych, murowanych podestów przed ołtarzowych, przez co zwiększyła się powierzchnia użytkowa, a obniżenie ołtarzy zmieniło korzystnie propozycję długości nawy do wysokości wnętrza. Zniszczoną drewnianą boazerię miała zastąpić nowa, pełniąca funkcję dekoracyjno-maskującą kaloryfery i przewody elektryczne. Projekt boazerii wykonała mgr inż. arch. Bożena Książek. Wcześniej w przyziemiu na wysokości 30 cm należało wykonać „opaskę oddechową”.
Równocześnie przedłożono wykonany przez inż. Ludwika Pawłockiego projekt oświetlenia oraz instalacji antywłamaniowej. Pionowe bruzdy dla przewodów miały być prowadzone wzdłuż przyziemia i maskowane listwami boazerii. Pionowe bruzdy dla przewodów elektrycznych ograniczono ze względu na istniejąca polichromię. Dużym i złożonym zadaniem stała się konserwacja chóru, opracowana osobnym programem postępowania konserwatorskiego do dekoracyjnego parapetu chóru, a osobnym dla potrzeb konstrukcyjnych (wymiana legarów itp.).
Programem konserwatorskim zostały objęte także ambona i ława kolatorska. Badania stratygraficzne ujawniły, że dwa ołtarze boczne były pierwotnie cynobrowe. Opracowano program konserwatorski dla dziewięciu obrazów ołtarzowych i rzeźb z ołtarza głównego. Opracowane programy zostały zatwierdzone przez władze konserwatorskie i uzyskały akceptację Rady Parafialnej. Rada miała za zadanie kontrolowanie postępu prac, a nawet użytych materiałów – miały być najlepszej jakości!
Farby, firmy Keim, sprowadzono z Niemiec we właściwej ilości na podstawie wcześniej opracowanej palety kolorystycznej. Do pozłotnictwa użyto 24-ro karatowego złota, również zakupionego w Niemczech. I tak rozpoczęliśmy prace. Ksiądz proboszcz zapewnił nam obiady na plebanii, a w trakcie pracy ktoś przynosił nam kawę lub herbatę, wedle życzenia ( z cukiernicą!), często z czymś słodkim. Zapewnione nam warunki do pracy były naprawdę wspaniałe i mobilizowały do większego wysiłku. Dojeżdżaliśmy z Krakowa. Pracę rozpoczynaliśmy o godzinie ósmej, kończyliśmy przed zmrokiem. Pierwsza była koleżanka Halinka Wasyl. Podjeżdżając pod kościół patrzyliśmy, czy stoi jej samochód: jest – to dobrze! Przyjazd był dla mnie najbardziej stresujący: lubię być punktualna, a niestety nie zawsze było to możliwe. To mnie bardzo krępowało.
Stan malowidła na ścianie był bardzo zły. Cała powierzchnia pokryta była wieloletnim kurzem i kopciem, miejscami niespójna z podłożem (spudrowana), partiami przeklejona (wiszące łuski malowidła), mechanicznie zniszczona, z ubytkami tynku i dziurami po gwoździach. Malowidło na suficie w różnych miejscach zagrzybione i zabarwione na kolor brązowy na wskutek przecieków wody. Treść ikonograficzna obrazów była prawie nieczytelna. Ksiądz proboszcz Stanisław Kamionka każdego dnia, czasem kilkakrotnie, wstępował do kościoła. Robił to mimochodem, jakby się krępował, że nam przeszkadza albo nie ma do nas zaufania. Wchodził cichutko, zdradzał się pochrząkiwaniem. Proboszcz, bardzo młody, mało doświadczony w zagadnieniach konserwatorskich, pytał i uważnie słuchał wyjaśnień. Nigdy nie było żadnych konfliktów. Proboszcz był pogodny i uśmiechnięty, choć żył nerwami. Z niczym nie było problemów. „Księże proboszczu, potrzebne będzie dołowane wapno”. „Oczywiście, już jest”. „Dla mnie potrzebny podeścik, gdyż jestem najniższa w zespole i nie sięgam sufitu”. Następnego dnia był podest, i to jaki bezpieczny! Nie mówiąc o wspaniale skonstruowanym rusztowaniu; drewno nowe, pachnące żywicą, deski szerokie, drabiny na rusztowanie jak schody.
Prace rozpoczęto od prezbiterium. Wcześniej okryto ołtarze folią i opuszczono kotarę foliową z tęczy do posadzki, oddzielając w ten sposób prezbiterium od nawy. Przede wszystkim należało bardzo delikatnie z malowidła usunąć kurz i pajęczyny pędzlem o miękkim włosiu. Następnie przystąpiono do czyszczenia malowidła tzw. gumą chlebową. W tym celu wykupywano codziennie kilkanaście bochenków chleba w miejscowej piekarni. Pani ekspedientka dziwiła się naszym apetytom, póki nie wyjaśniliśmy, w jakim celu kupujemy smaczny radziszowski chleb. W kościele pachniało zatem żywicą i świeżym, tradycyjnym polskim chlebem. Odkrojona piętka tego chleba była zawsze zjadana. Z wnętrza przypieczonej skórki wyjmowaliśmy miąższ, formując tzw. gumę chlebową. Taką gumą należało czyścić bardzo ostrożnie, kontrolując jej kolor: mogła być zaczerniona, ale nie mogło być na niej pigmentu.
Ksiądz proboszcz dokooptował kilku parafian, którzy stawiali się skoro świt, jeszcze przed naszym przybyciem, gotowi do pracy. Wszyscy panowie byli bardzo zadowoleni, że pracując w Domu Bożym przypodobają się Panu Bogu i zasłużą na wpisanie nazwiska na gzymsie fasety. Nazwiska te odkryją zapewne następne pokolenia konserwatorów, być może po pięćdziesięciu, może po stu latach… . My odkryliśmy napisy na odwrociach rzeźb głównego ołtarza. Na nowo odkryliśmy naturalnej wielkości rzeźbę Matki Bożej Różańcowej zwanej Krakowską, adorowanej przez świętych, autorstwa Wita Wisza z 1912r. Rzeźba ta ukryta była w niszy za lewym ołtarzem bocznym, zasłonięta zmiennymi obrazami na zasuwie, od dawna zapomniana. Matka Boska dostała w ofierze piękny duży różaniec, który wydaje się jednorodny z rzeźbą. Ofiarodawczyni była szczęśliwa, że jej różaniec trafił do rąk samej Matki Bożej, która niejednokrotnie obdarzała ją łaskami.
Zainteresowanie radziszowian odnawianiem kościoła nie było chwilowe. Prace w dobrej atmosferze i wzajemnej życzliwości posuwały się w dobrym tempie. Wolontariusze udzielali nam wszelkiej technicznej pomocy i towarzyszyli do końca prac. Po odnowieniu malowidła w prezbiterium przeszliśmy do nawy. Malowidło zostało zdezynfekowane, utrwalone, punktowane, częściowo zrekonstruowane. Wszystkie prace udokumentowano fotograficznie przed, w czasie i po konserwacji. Następnym etapem prac były ołtarze, sukcesywnie demontowane i montowane po konserwacji we wnętrzu kościoła. Ksiądz proboszcz udostępnił nam bardzo dużą salę w budynku parafialnym i stworzył znakomite warunki pracy warsztatowo-konserwatorskiej. Do pomocy technicznej przychodziły także wolontariuszki-parafianki.
Architektura dwóch ołtarzy była przemalowana, a snycerka pokryta pozłótką. Wykonano ich dezynfekcję, dezynsekcję oraz impregnację, a tam, gdzie zachodziła taka konieczność, wymieniono elementy konstrukcyjne na nowe. Z ołtarza głównego zdemontowano dwie naturalnej wielkości figury: św. Stanisława i św. Wojciecha oraz całą snycerkę ołtarzową wraz z uszakami. Na kolumnach podpierających chór muzyczny i kolumnach ołtarza Matki Bożej Jurczyckiej wykonano marmuryzację w technice olejnej.
Osobnym konserwatorskim zadaniem była konserwacja dziewięciu obrazów ołtarzowych w różnym stanie zachowania. Obrazy ołtarzowe, malowane w technice olejnej, wymagały dublażu lub prasowania na tzw. stole dublażowym, niskociśnieniowym. Prace te zostały wykonane w pracowni w Krakowie. Ten okres prac trwał prawie cztery lata. Po konserwacji ołtarze wróciły do kościoła. Prace przy ławie kolatorskiej i ambonie oraz wykonanie boazerii zostały powierzone miejscowym warsztatom stolarskim, zajmującym się odnową zabytkowych mebli.
Przy odnawianiu malowidła Matki Bożej ukazującej się ludowi, gdzie polskie stany składają hołd kapłański, rycerski, chłopski i robotniczy, postanowiliśmy za wszelkie zasługi poniesione przez księdza Stanisława Kamionkę dla kościoła św. Wawrzyńca w miejscu anonimowego kapłana umieścić wizerunek proboszcza (malowała Halina Wasyl). Zaprojektowaniem i pielęgnowaniem otoczenia kościoła zajął się osobiście ks. proboszcz. Wśród parafian znalazło się wielu sponsorów. Pomagały także urzędy: Urząd Miasta i Gminy Skawina dofinansował konserwację ołtarza głównego, a Małopolski Urząd Marszałkowski dotował konserwację ołtarzy bocznych.
Mieszkańcy Radziszowa cierpliwie znosili niewygody wynikające z remontu kościoła, a było ich wiele. Zdarzyło się, że podczas pierwszokomunijnej spowiedzi montowaliśmy ołtarz boczny na ścianie tęczowej, aby zdążyć na uroczyste nabożeństwo. Prace konserwatorskie zostały odebrane przez właściwe władze z ówczesnym Wojewódzkim Małopolskim Konserwatorem, inż. arch. Andrzejem Gaczołem i reprezentującym Kurię ks. dr J.A. Nowobilskim w obecności przedstawicieli Urzędu Miasta i Gminy w Skawinie, Małopolskiego Urzędu Marszałkowskiego oraz członków Rady Parafialnej. Wszystkie prace zostały przyjęte i ocenione pozytywnie – bez zastrzeżeń!!! Wnętrze podczas uroczystej Mszy Świętej poświęcił ks. bp Kazimierz Nycz, a przed nami była wizyta naszego wspaniałego papieża Jana Pawła II, która miała miejsce 19 sierpnia 2002r. Wówczas Ojciec Święty pobłogosławił całą parafię i poświęcił obraz Matki Bożej Hallerowskiej pędzla Małgorzaty Czernik, ufundowany przez państwa Elżbietę i Mariana Krawczyków. Także ja, dzięki uprzejmości parafian, miałam szczęście uczestniczyć w tej uroczystości.
Przywiązaliśmy się do Radziszowa. Chętnie od czasu do czasu wizytujemy kościół św. Wawrzyńca i św. Katarzyny i uczestniczymy w miejscowych uroczystościach. Jestem bardzo wdzięczna społeczności radziszowskiej i ks. proboszczowi Stanisławowi Kamionce za zatrudnienie mnie i moich dzieci, a również konserwatorów dzieł sztuki – Mai Sokół-Augustyńskiej i Jakuba Gujdy – przy odnawianiu Domu Bożego.
Dla mnie i chyba dla wszystkich szczególną pamiątką są wydane przez ks. proboszcza kalendarze z lat 2002, 2003 i 2004. Na pięknych zdjęciach widnieje wnętrze kościoła i jego otoczenia oraz kapliczki przydrożne, cmentarz i sanatorium dziecięce.
Wspomnienia te spisałam w czerwcu 2007r.
Krystyna Sokół-Gujda
Zdjęcia z ceremonii pogrzebowej: